Jest stabilnie. Ostatnich dni nie można nazwać pasmem sukcesów, ale też nic tragicznego się nie wydarzyło. Niedziela była całkiem udana; uwielbiam momenty, gdy jestem cały dzień sama w domu. Zrobiłam sobie obiad <zrezygnowałam z naleśników, które teoretycznie miałam zjeść...> i raczyłam się jajkami z łososiem. W poniedziałek, z racji choroby, podarowałam sobie szkołę. Jednak wczoraj i dziś poszłam już normalnie, niestety dłuższa nieobecność skutkowałaby takim zacofaniem w materiale, że wolę nie ryzykować. Już poniedziałek wystarczył, żebym miała braki, które trzeba nadrabiać.
To dziwne, ale od dokładnie 7 dni dieta idzie mi IDEALNIE. Nie zawaliłam ani jednego, nie wykroczyłam poza limit chociażby o jedną kalorię. W takiej sytuacji mówi się chyba 'odpukać'; mam nadzieję, że nie pozawalam ;) Jutro tłusty czwartek. Głupie święto, w dzisiejszej kulturze zupełnie zatraciło dawne, religijne znaczenie - i tak ludzie żrą ile chcą. Zamierzam jutro trochę odejść od healthy wyzwania i mimo wszystko pozwolić sobie na pączusia, dwa, ewentualnie siedem. No, bez przesady, ale nie zamierzam się katować :) Jeszcze a propos healthy wyzwania - niestety wczoraj i dziś zawaliłam. Wczoraj zjadłam zupkę chińską - niestety, w szkole było mi tak zimno, że potrzebowałam czegoś gorącego... A dzisiaj, zupełnie bezmyślnie, wsunęłam jogurt czekoladowy. Jutro też nie będzie kolorowo, ale limitu kalorii oczywiście będę się grzecznie trzymać.
Skończyłam wczoraj wyzwanie słodyczowe. I tak:
20 dni bez słodyczy
6 7 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25
Jak widać, zrąbałam tylko 3 dni. Mogę powiedzieć, że chociaż to o trzy za dużo, i tak jestem z siebie dumna :> Uniezależniłam się od słodyczy. Kiedyś musiałam, po prostu musiałam co drugi dzień zjeść jakąś czekoladę, ciastko, batonika, a teraz spokojnie mogę się obyć. Wyzwanie bez słodyczy powtórzę ponownie w najbliższym czasie, szalenie mnie motywuje.
Ostatnio, patrząc w lustro, mam wrażenie, że robię się coraz grubsza. Ale to przecież niemożliwe! Jednak każde spojrzenie w paskudną taflę upewnia mnie, że dieta była jak najbardziej słuszną decyzją. Cóż, kilogramów nie traci się w mgnieniu oka... Muszę czekać, być silną, walczyć. Na razie mam dość sił.
Właściwie, mogę nawet powiedzieć, że jestem szczęśliwa. W szkole jako tako, nie jest źle. W domu też ostatnio bez awantur. Tylko moje serce leży w gruzach, ale właściwie przyzwyczaiłam się do tej sytuacji, nawet przestaje mnie to jakoś specjalnie ruszać. Więc ogólnie - nie wybitnie, ale zdecydowanie na plus :)
Super ;* Tak trzymaj !
OdpowiedzUsuń1 dzień Ci nie zaszkodzi jak zjesz sobie pączka, byle byś nie zjadła ich 20.
Czemu sercowo tak kiepsko ?
Gratuluję udanego wyzwania :) Zarówno słodycze, jak i zupki chińskie są dla ludzi, tylko ważne by jeść je rzadko, jako okazjonalny posiłek, nie rutynę.
OdpowiedzUsuńJa szczerze nienawidzę pączków, wcale nie przez kaloryczność, nigdy nie smakowały mi i tyle. Jedynie pieczone w piekarniku, jogurtowe oponki mi odpowiadają. Odnośnie jutrzejszego dnia nie planuję zmiany planów, bo wiem że im bardziej sobie czegoś odmawiam tym kusi mocniej.
Serce...eh chyba niewiele jest na tym świecie osób które mają te sprawy poukładane....
Trzymaj się :*
Świetnie kochaba. Trzymaj się.Co do tych pączków to no cóż ... wszystko jest w końcu dla ludzi :*****
OdpowiedzUsuńCieszę się, że sobie tak dobrze radzisz na diecie. Nawet bez tych paru złych wypadków jest super! Lustrem się nie sugeruj. Myśli często podsyłają nam fałszywy obraz naszej sylwetki i nigdy takie zawierzanie się lustru nie daje nic dobrego w efekcie :) Trzymaj tak jak jest teraz. Zazdroszczę siły ze słodyczami! Trzymaj się ciepło :) Powodzenia :*
OdpowiedzUsuń