Poprzedni post był może nieco niezrozumiały, gdyż pisany pod wpływem silnych emocji. Tak w skrócie - wczoraj nażarłam się jak dzika świnia. Na własną odpowiedzialność. Dzisiaj było trochę lepiej, ale do ideału jeszcze daleko... No nic. Od jutra szkoła, więc postaram się zacząć 1500 z nową energią, siłą i motywacją. Wiem, obiecuję to już któryś raz. Jestem słaba. Ale mimo to nie zamierzam się poddawać. Chcę udowodnić sobie, że mogę.
Zaczyna się szkoła. Nieprzerwany maraton aż do świąt wielkanocnych. Nie wiem, jak to wytrwam. Powiem banał, ale jak dla mnie to te ferie mogłyby trwać jeszcze z miesiąc... Odpoczęłam trochę. Jeśli mam być szczera, to większość czasu byłam naprawdę szczęśliwa. Cieszyłam się z małych rzeczy. Ot, przebłysków codzienności! Zapominam o pewnym panu, który uproczywie nie daje o sobie zapomnieć. Teraz jestem blisko sukcesu. Jeszcze miesiąc bez niego i byłoby idealnie :P Niestety, jutro idę do szkoły i spotkanie nieuniknione. Ale jestem dobrej myśli. Może mnie to aż tak nie obejdzie?
Skończył się styczeń. A to oznacza, że muszę podsumować wyzwanie: styczeń bez słodyczy. Pomimo średnich efektów, jestem z siebie odrobinkę dumna - to pierwsza rzecz, która trwała dłużej niż trzy dni i udało mi się ją doprowadzić do końca. A więc:
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29 30 31
Jak widać, zawaliłam 12 z 31 dni. To sporo. 39%. Może jeszcze kiedyś powtórzę wyzwanie? Idealnie niestety nie było.
Teraz mam plan: wytrwać ten tydzień bez zawalania. Tylko do niedzieli. Potem pomyślimy dalej. 7 dni. Chcę być szczupła? Chcę być zgrabna? Chcę być lekka? Nic za darmo nie dostanę. Wiem o tym. Trzymajcie za mnie kciuki. Ostatnie tygodnie pokazały, że to nie będzie łatwe. Ale, do cholery, jeżeli nie chcę całe życie wyglądać tak, jak teraz (albo jeszcze gorzej!) to kiedyś muszę się wziąć do roboty. Najlepiej teraz. Sorry za tą auto motywację. Jak napiszę to bardziej do mnie dociera. :) Trzymajcie się.
Oj tam! Co z tego że 12 dni sie nie udało? Ważne że się nie poddałaś i dotrwałaś do końca! <3
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki. Siedem dni zleci jak pstryknięcie palcami. Uwierz w swoje możliwości dziewczyno ! I nie myśl cały czas o jedzeniu. Jeśli chcesz to napisz do mnie, będę do Ciebie nawijać i zajmować ci czas, żebyś nie jadła ;)
OdpowiedzUsuńA spotkania z jakimś tam pajacem się nie bój. To przecież tylko zwykła męska świnia zapewne, po co sobie nim zaprzątać głowę ?
Styczeń bez słodyczy. A widzisz ile dni bez nich spędziłaś ? Jeśli Ci się udało tyle dni przetrwać to przecież dasz radę zrobić wszystko co zechcesz ! <3
Trochę więcej uśmiechu Słońce *.*
takie tygodniowe podsumowania są najlepsze, ja tak zawsze robię, wtedy mi najłatwiej. a jak tam z ćwiczonkami? pomagają opanować apetyt i przyspieszają metabolizm :) poza tym szukaj substytutów: zamiast ciastka jabłko, lub nawet słodsze owoce, a jeśli to nie wystarczy, to np. łyżeczka miodu albo musli. wiem, że to wręcz banalne i oczywiste, ale zwykle takie rzeczy umykają uwadze.
OdpowiedzUsuńtrzymaj się :)
http://perfekcjaiszczescie.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSpokojnie dasz sobie radę. A ten maraton szybko zleci. Będzie dobrze. Styczeń nie wyglądał wcale źle. A plan masz świetny. Trzymam kciuki. Trzymaj się cieplutko!
OdpowiedzUsuńhttp://odnalezc-harmonie.bloog.pl/
12 dni się nie udało, ale w 19 nie zawaliłaś ;)
OdpowiedzUsuńZ wyzwaniem wcale nie wyszło tak źle :) Zawsze mogło być gorzej, a ty na prawdę dobrze sobie poradziłaś :) I nigdy więcej nie mów, że jesteś słaba, bo nie jesteś. Dużo siły potrzeba, żeby wgl zacząć i się nie poddawać, więc jest na prawdę świetnie! Gratuluję postępów! :*
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za ten tydzień! Powodzenia! :*