poniedziałek, 28 kwietnia 2014

No znowu wracam!

     Hej, ponownie. Tak, miałam być systematyczna. Miałam pisać codziennie. Tak obiecałam sobie i wam, i niestety okazałam się bardzo gołosłowna. Co mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie? Niewiele. Jednak powiem.
Po pierwsze - ostatnie dni nie były aż takie tragiczne. Ogarnęłam się. Wagi na razie unikam jak ognia. Staram się codziennie ćwiczyć, chociaż może to za duże słowo, by określić to, co robię. Chodzę na spacery, czasami wsiadam na rower... Do tego, by z dietą i ćwiczeniami było dobrze, jeszcze wiele brakuje. Ale już nie jest tak tragicznie, jak wcześniej. Powoli, drobnymi kroczkami postaram się eliminować z diety to, co mi nie odpowiada. Czyli wszystko, co zawiera tylko cukier (błeeeee).
Po drugie - ..... jest sprawa, która ciężko przechodzi mi przez gardło, ale też i przez palce, więc z góry przepraszam za nieskładność wypowiedzi... Jestem w drugiej klasie. W ostatni piątek trzecie skończyły rok szkolny, czyli, mówiąc szumnie, wyszły ze szkoły. Wśród nich pewien Michał o którym... Kiedyś tam dawno trochę pisałam. Starałam się o nim nic nie mówić, bo jak już zacznę, to mogę godzinami... Ale cóż. Postaram się w skrócie. Chłopak, który mi się podoba od dawna. Podoba, to mało powiedziane. Zakochałam się jak idiotka i cierpię za głupie decyzje. Oczywiście miłość jednostronna, pan M. ma mnie dosłownie głęboko w d. <ciężko polubić taką brzydką kluseczkę...>. Nasz kontakt układał się mniej lub bardziej pomyślnie, oczywiście zawsze ja byłam inicjatorem czegokolwiek, wszystkich rozmów i tak dalej, bo kiedy zrozumiałam, że on mnie po prostu olewa, było już za późno na wycofanie się z uczuciami... No i tak czuję, że trochę mu się narzucałam, bez sensu pisałam, zagadywałam i tak dalej... dziwię się, skąd wzięłam odwagę na to wszystko... Zazwyczaj siedzę jak mysz pod miotłą. Ale w tym jednym przypadku... Otworzyłam się i jedyny skutek jest taki, że... Przegrałam. Sromotnie i z kretesem. Ponadto on wie, że ja... Sama mu to poniekąd uświadomiłam. Głupio mi, oj, głupio. Cały czas się zastanawiam, czy on się mną bawi, czy nie i jak to wszystko w ogóle wygląda... Bo generalnie jest kulturalnym człowiekiem i w ogóle, ale... Jak pomyślę, że może opowiadać o mnie takie i takie rzeczy, to... Przez to wszystko czuję nawet w pewnym stopniu ulgę, że już go nie ma. Ale to nie zmienia faktu, że... Ah, po prostu jestem głupią idiotką!
    
     Wracając do życia codziennego - na jutro pani od WFu zarządziła bieganie. Czas ruszyć się i zobaczyć, na co mnie stać ;) Mam nadzieję, że spacery i rower coś dały i nie padnę po 100 metrach.

Czuję się fatalnie, ale staram się, by wszystko było jak najnormalniejsze. Zaczął się sezon 18 i czeka mnie trochę imprez... Żałuję, że wcześniej tak zaniedbywałam wszystko i jestem... Kulista. Ale z tym już nic nie zrobię, muszę walczyć, by na wakacje było już ok...

A tu dzisiejszy bilans:
płatki z mlekiem i rodzynkami 400
jogurt 175
pepsi puszka (uzależniam się od kofeiny, to złe :<) 133
kanapki w szkole (2) 400
makaron z mięsem 500
jogurt x2 300
kabanos 100
jabłko 100
SUMA: ok 2000. 

Lecę was odwiedzić. Nie obiecuję, że już nie będę zaniedbywać, bo moje obietnice są mało warte, ale... Będę się starać, jak tylko potrafię!

czwartek, 17 kwietnia 2014

Kolejna spowiedź.

     Nawaliłam. Na całej linii - pogrążyłam wszystko: naukę, bloga, kontakty z ludźmi, siebie samą. Wyobraźcie sobie, jak mogę teraz wyglądać... Zakładając, że ostatnie parę tygodni jadłam i jadłam, wręcz na siłę, żeby zagłuszyć wewnętrzny smutek, niechęć do wszystkiego... Nie wiem, ile ważę. Nie mam sił, by to sprawdzić - ale wiem, że dużo. Dużo za dużo, o wiele więcej niż kiedykolwiek. Szkoła również leży. Wszystko zostawione na ostatnią chwilę, odkładane w nieskończoność. 

     Pamiętam jeszcze mnóstwo grzechów, ale nie będę się rozwodzić. Wyznałam te ciężkie, teraz czas na pokutę. Na zmianę. Nie potrafię radzić sobie bez bloga, bez prawie codziennego opisywania porażek i sukcesów. Muszę być tutaj z wami, inaczej nie daję rady. Mam nadzieję, że pomożecie mi, pomimo, iż ostatnimi czasy olałam trochę blogowy świat... Naprawdę, nie chciałam. Potrzebuję bloga, wsparcia, czegokolwiek. Chociażby tego, by móc się po prostu pożalić. 

     Zaczynam mozolną wspinaczkę od nowa. Idzie lato; nie wyobrażam sobie noszenia krótkich spodenek i kusych bluzeczek w takim stanie. Puki co mogę chować moją okrągłą osobę w kilotony swetrów, owijać ją szerokimi bluzami jak żołnierz maskujący się w lesie. Ale za parę miesięcy, nawet tygodni? Będę musiała przestać, pokazać się. A nie potrafię - najchętniej schowałabym się do mysiej dziury i nie pokazywała nikomu.

     Założenie jest proste - dieta MŻ. 
Co to jest MŻ? Mniej Żreć. Tyle. Do tego - jeść zdrowiej. Będę wrzucać codzienne bilanse. Może to mi pomoże jakoś się ogarnąć i kontrolować. + Ćwiczyć. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. I też wszystko skrupulatnie zapisywać. Zobaczymy, czy jestem czegoś warta. Uporządkować świat i stać się chudą. To możliwe, to musi być możliwe! Koniec poddawania się. Karty zostały rzucone. Walka trwa. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Sama już nie wiem co...

     Nie piszę ostatnimi czasy zbyt często. Właściwie nie powinnam się usprawiedliwiać, tylko ogarnąć się i zacząć znów dodawać notki regularnie, ale... Oj, ciężko mi się pozbierać. Nie umiem się pogodzić z samą sobą. Chwilami czuję się prawie normalnie - jestem zadowoloną z życia nastolatką, która stara się mieć dobre oceny, walczyć o swoją przyszłość... A potem jakaś mała rzecz, głupota, ktoś powie do mnie odrobinkę mniej miłym tonem, coś się nie uda, i zapadam się. Znów wpadam w bagno kompleksów, nie potrafię na siebie spojrzeć. Wydaję się sobie beznadziejna. Ja jestem beznadziejna. Są takie momenty, gdy dostrzegam, że nie wszystko jest aż takie tragiczne. Widzę, że mam wady, ale i jakieś tam zalety też się znajdą. Jest ok, ok, ok, zdrowe spojrzenie na siebie. A potem... Ciężko mi to nawet opisać. Zmiany na gorsze następują błyskawicznie. Wygrzebanie się z tego do poziomu względnej normalności trwa trochę dłużej.
     I co ja mam ze sobą począć? Nie potrafię zebrać się i zrobić tego, co bym chciała. Trzy dni trzymam dietę, a potem wszystko pada. Dlaczego? Przez moją głupotę i słabość. A potem patrzę na siebie i mam ochotę wyrzygać całe jedzenie z ostatniego miesiąca. Chociaż wiem, że to tak nie działa. Nie da się. No i nie wolno.
     Napisałabym coś sensownego, ale ja sama nie jestem sensowna, więc jakim cudem mogłabym wyprodukować coś logicznego i porządnego?
Taka niepozbierana,
nieopisana,
nie wiem sama.
Uczę się jak szalona, ciągle coś, jakieś pierdoły, a na przedmioty maturalne czasu brak. Wiem, co chcę zdawać, ale co z tego, kiedy muszę wciąż zakuwać na wszystko, poza tym, co mi faktycznie potrzebne?
Jaki ten świat jest porypany. Jaka to ja jestem porypana...