poniedziałek, 30 grudnia 2013

POSTANOWIENIA

Postanowienia? Nie, dziękuję. Nie chcę robić postanowień, bo wiem, że i tak ich nie dotrzymam. To takie sztuczne - trzeba czuć, że chce się zmienić swoje życie. Pewnie część ludzi faktycznie na taki zamiar - ja jednak nie potrafię. Gdybym miała coś postanawiać, pewnie powiedziałabym: więcej biegać, mniej jeść, rozciągać się. Ale co z tego? Nawet jeśli zapiszę na kartce i powieszę w pokoju i tak nie będę przestrzegać. Nie chcę oszukiwać samej siebie. Okłamywać się, że dam radę, kiedy nie dam. Ale to nie zmienia faktu, że chcę, by ten rok był lepszy. Wiem, nikt mi tego nie da. Będzie liczyć się tylko to, co sama wypracuję. Więc pracuję. Nie powiem: chcę pracować, będę pracować. Ja to robię. Innej opcji nie ma. Albo walczysz, albo nie. Gdybanie w niczym nie pomoże. Jest tylko jedna rzecz, którą muszę postanowić, gdyż nie jestem w stanie wykonać, zadziałać. Muszę się odkochać. Bez tego nadal będę narzekającą na życie zrzędą. Nie wiem, jak tego dokonać. Może powinnam więcej czasu spędzać z innymi chłopakami? Staram się to robić. Tak czy siak, Michał odchodzi w zapomnienie. Mocno w to wierzę...
A tutaj mała poświąteczna przeróbka:
To takie prawdziwe ;)

czwartek, 26 grudnia 2013

CZAS PODSUMOWAŃ

     Nie zaglądałam na bloga prawie dwa tygodnie. O powodach zaraz napiszę. Dlatego pozwolę sobie teraz na dłuższy wywód, żeby samej sobie parę spraw uporządkować. Życzę miłej lektury ;)

     Moim podstawowym problemem jest brak czasu. Chociaż właściwie może lepiej napisać 'był', gdyż teraz odpoczywam w święta i mam go pod dostatkiem. Niestety, ostatnie parę tygodni przeżyłam w stanie 'byle do świąt'. Nie miałam czasu, i przede wszystkim siły, na naukę, na ćwiczenia, na cokolwiek. Dlaczego doprowadziłam się do takiego stanu? Życie mnie doprowadziło. Odpowiedź głupia i banalna, ale niestety taka jest prawda. Nie należę do osób wybitnie imprezujących, raczej nie zarywam nocy. Nie ukrywajmy, liceum to jednak ciężki okres. Dużo nauki, poprzeczka maturalna postawiona naprawdę wysoko. Może jakoś bym to wszystko przełknęła, ale do nawału roboty doszły jeszcze problemy sercowe i 'psychiczne'. O zawirowaniach miłosnych za chwilę. Moje problemy z psychiką to nic innego jak stany depresyjne. Nie mogę nazwać tego jakąś ciężką depresją, ale zdarzają mi się dni naprawdę apatyczne. Można to oczywiście złożyć na karb zmęczenia, więc nie chcę stawiać sobie wydumanej diagnozy. Niemniej jednak nie wszystko jest w porządku. Do mieszanki rzeczy odpowiedzialnych za moje zmęczenie można dorzucić jeszcze jesieniozimę, która trwa obecnie. 

     Na szczęście przyszła upragniona przerwa świąteczna, więc narzekania na przeszłość można uznać za zamknięte. Teraz parę słów o problemach sercowych. Parę razy wspominałam już o Michale - chłopaku, dla którego straciłam kompletnie głowę. Gwoli przypomnienia, byłam z nich na moich połowinkach, impreza była udana. Od tego czasu mamy jaki taki kontakt, jednak wiadomo - zakochanej to nie wystarcza. Teraz, kiedy od kilku dni go nie widuję, wypełnia mnie mieszanina sprzecznych emocji - z jednej strony naprawdę chciałabym się z nim zobaczyć, a z drugiej... Może łatwiej by było, gdybym spróbowała zapomnieć? Niestety sprawa wydaje się być prosta - on raczej nie jest zainteresowany moją osobą. Ale ja oczywiście nie potrafię powiedzieć sobie: koniec. I tak się bujam, z głupią nadzieją i marzeniami.

     Oszczędzę czytelnikowi narzekań samotnej nastolatki. Wiem, że to i tak niczego by nie zmieniło. Teraz parę linijek na temat niezbyt dobrze widziany podczas przerwy świątecznej. Matura. A konkretniej - powinnam zacząć się uczyć. Wiem o tym, powtarzam to sobie, a i tak nadal nic nie robię. To wszystko sprawia, że strasznie się denerwuję. Takie błędne koło, z którego nie potrafię się wyrwać. 

     I ostatnia sprawa. Znów zahaczę o problem miłosny, ja jakże, nie wytrzymałabym bez tego ;) W chwili, gdy cholernie ci na kimś zależy, a ten ktoś totalnie cię ignoruje, logicznym jest poszukiwanie przyczyny. Niestety, jestem bardzo typowa - tej nieszczęsnej przyczyny doszukuję się w sprawach wyglądu, sylwetki... To powoduje kompleksy. Są dni (te, w których pan M. raczył się do mnie odezwać) gdy patrzę w lustro i widzę normalną nastolatkę. Ale są też inne dni (te, kiedy mnie oleje) gdy z lustra spogląda na mnie gruby, brzydki potwór. Nogi krótkie, brzuch tłusty. Cera niezbyt zdrowa, oczy podkrążone. 
JAK MOŻNA SIĘ DO TEGO STOPNIA UZALEŻNIĆ OD FACETA?! 
Przeraża mnie ten fakt. Przyznanie się do tego przed samą sobą było bolesne. Ale prawda jest prosta - ja się po prostu uzależniłam.

Może życie we wszystkich sferach można opisać słowem: Niepoukładana.
Ciężko mi związać koniec z końcem, niekoniecznie w sensie materialnym. Trudno mi nawet wyprodukować te kilka zdań tak, aby pierwsze pasowało do drugiego, a drugie do trzeciego. To z resztą widać po w tej nieskładnej wypowiedzi. Dlatego gratuluję czytelnikom, którzy dotarli aż tu :]


piątek, 13 grudnia 2013

Wzięłam się w garść

Przynajmniej teoretycznie. Ale udało mi się zerwać ze słodyczami. To chyba jedyna kwestia, którą ogarnęłam, po reszta się sypie. Moje życie uczuciowcze, oceny, obowiązki... Wszystko leży. 

Zauważyłam też dziwną prawidłowość - na blogu widać to dokładnie. Krótki okres pt. ,,Jest w porządku", a następnie tygodnie narzekania, jak to jest źle, beznadziejnie i w ogóle tragicznie. I znowu - krótka motywacja, trochę radości i dłuugi okres zmęczenia życiem. 

Tak, czekam już tylko na święta. Jestem wykończona. Tak zmęczona, że nawet nie mam siły jeść. Co to za pioruński pomysł, żeby od początku września aż do końca grudnia nie było ani jednej przerwy. Nawet pięciu-sześciu dni, by odetchnąć od nauki. Cztery miesiące chodzenia do szkoły - to stanowczo za dużo. Organizm nie wytrzymuje. 

Teraz pytanie, które mnie nurtuje już od dawna. Czy można tęsknić za kimś, kogo się nigdy 'nie miało'? 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

NO TIME

     Dawno tu nie zaglądałam. Powód jest niestety prosty i powszechny - brakuje mi czasu. Czasu na wszystko, na dbanie o właściwe jedzenie też. Jem szybko, niezdrowo, dużo - efekty już widać... Nie będę tego komentować, nie ma czego. 'Zawalam' na całej linii. Na bieganie, rozciąganie czy brzuszki też nie mam czasu. Jedna wielka dupa. Oczywiście jem stanowczo za dużo. O wiele za dużo słodyczy - ale nie potrafię się powstrzymać. Wszystko robię w biegu. Jeden sprawdzian, drugi, trzeci, tu jakiś wyjazd, wyjście, coś tam, coś tam. Dobra, wiem. Narzekanie niczego nie zmieni - trzeba się ogarnąć, zacisnąć zęby i do przodu. Ale nie potrafię. Najbardziej boli mnie to, że sama to sobie robię - za jakiś czas wejdę na wagę i będę się załamywać, że przytyłam tyle i tyle. W wakacje łatwo się utrzymywało kontrolę nad jedzeniem, było dużo czasu na ruch. Teraz jest masakrycznie. Czy na zawsze wpadłam w błędne koło - zimą tyję, latem trochę chudnę? Czy naprawdę nigdy nie osiągnę wymarzonej sylwetki? Wiem. Odpowiedzieć na te pytania mogę sobie sama. I sama mogę się z tego błędnego koła wyrwać. Ale do tego potrzeba siły. Której ja nie mam.