środa, 29 stycznia 2014

'Bez tytułu' będzie najlepszym tytułem.

      Ostatni tydzień był fantastyczny. Wreszcie poczułam, że żyję. Nie jadłam za dużo, ćwiczyłam, spotykałam się ze znajomymi, uczyłam się. Wreszcie miałam energię do działania; przestałam przejmować się sprawami uczuciowymi. Bilanse wychodziły dokładnie takie, jak zamierzałam. Psychicznie, fizycznie - czułam się świetnie.
     Wczorajszy dzień również rozpoczął się wspaniale. Rano koleżanka wyciągnęła mnie na basen (pierwsza wizyta na basenie od... roku? dwóch?). Rekordu świata nie pobiłyśmy, ale 16 basenów do był dla mnie duży wysiłek. Potem umówiłam się z dwoma innymi koleżankami z klasy. Spotkałyśmy się w kawiarni. To był jeden z lepszych takich wypadów. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Każda opowiadała trochę o feriach, o chłopakach, wszystko było takie piękne i kolorowe. Ponieważ wszystkie jesteśmy same, rozpływałyśmy się nad przystojnymi kolegami, wymieniłyśmy śmieszne historie. Powiedziałam im, że na całą moją sprawę patrzę z zewnątrz, że w sumie jak on nie chce, to nie. Nie będę za nim latać, jak nie ten, to inny. Naprawdę tak myślałam i czułam się świetnie z tą świadomością.
     Pożegnałyśmy się w świetnych humorach; jedna koleżanka jechała w jedną stronę, a my w drugą. Wracając weszłyśmy do Biedronki po jakieś drobiazgi. I właśnie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że w supermarkecie spożywczym, w trakcie ferii, wieczorem, spotkasz chłopaka, o którym bardzo chcesz zapomnieć? Takich sklepów jest u nas multum, samych Biedronek na pewno ze trzy. Dodatkowo ten chłopak mieszka w zupełnie innej części miasta. Prawdopodobieństwo niewielkie, prawda? 1:10000? Pewnie jeszcze mniej. A jednak. Stało się. To feralne spotkanie zburzyło cały spokój, który tak starannie wypracowywałam. Jak to możliwe? Nie wiem. Po prostu jestem słaba i głupia, ot co.
     Wróciłam do domu w beznadziejnym nastroju. Jak można tak wyolbrzymiać coś tak niezwykle błahego? Widać można. Nie pytajcie jak, sama nieustannie zadaję sobie to pytanie. Wróciła moja wcześniejsza apatia i niechęć do działania. Planowałam zrobić wczoraj wieczorem tyle rzeczy - nie zrobiłam nic. Leżałam i gapiłam się w ścianę. I jadłam... Żeby nie leżeć w ciszy, włączyłam radio. Zdarza mi się to niezwykle rzadko, jestem zupełnie nie na bieżąco ze wszystkimi 'hitami' lecącymi obecnie we współczesnych rozgłośniach. Po prostu ich nie znam. Ale włączyłam, i usłyszałam piosenkę, której nigdy wcześniej nie słyszałam. Piosenkę śpiewaną przez mężczyznę. Pierwsze słowa, które usłyszałam po włączeniu, brzmiały:
,,Miałaś nie płakać, miałaś być twarda
Co z Tobą jest
Miałaś nie tęsknić, miałaś już nie śnić
Zapomnieć mnie
Miałaś nie płakać, świat poukładać
Żeby miał sens
Łatwo mówi się - ja wiem"

     Czy to możliwe, że takie rzeczy dzieją się przypadkiem? Za dużo jest przypadków w życiu. Ta piosenka mnie dobiła. I co było dalej?
     N-a-p-a-d. Chyba pierwszy, w pełni świadomy napad w moim życiu. Niby 1500 kcal to żadna restrykcja - ja i tak jestem zbyt słaba, żeby w tym wytrwać. Wczoraj wieczorem jakby ktoś zapanował nad moim mózgiem - jadłam i jadłam. Co prawda starłam się jakoś to ukierunkować - wiedziałam, że nie powstrzymam się przed jedzeniem. Zjadłam resztki z obiadu, trzy kawałki chleba i kupę warzyw i owoców. Miałam ochotę na jeszcze więcej chleba, ze wszystkim, co się tylko nawinęło. Ale powiedziałam sobie - chcesz żreć, to żryj warzywa. Tylko tyle mogłam dla siebie zrobić. Na nic więcej nie było mnie stać. Może, gdyby nie ta biedronka, udałoby mi się nad tym zapanować? Może byłabym dość silna? Może... takie gdybanie. Ale niestety głupia, mała rzecz wywróciła moją psychikę do góry nogami.
     Dzisiaj, kiedy myślę o tym napadzie, mam poczucie winy i chciałabym to jakoś odpokutować. Myślałam nawet nad mniejszym limitem na dzisiaj, ale doszłam do wniosku, że mogę sobie tylko zaszkodzić. Zostanę przy 1500. Nie poddaję się. Wytrącona z równowagi czy nie, rozbita czy nie, nie mogę się tym usprawiedliwiać. Zamierzam dzisiaj zrobić tyle pożytecznych rzeczy, ile się tylko da. Nie będę siedzieć bezmyślnie przed komputerem i przeglądać kwejka, nie będę leżeć i gapić się w ścianę. Nie wolno mi. Zamierzam się uczyć - może w końcu przestanę sobie wyrzucać, jaka leniwa jestem. Uczyć się, uczyć. On nie jest wart tego, bym zawalała całe życie przez jakieś tam wspomnienia i marzenia.
     Piszę, bo nie bardzo mam gdzie się wyżalić. Koleżankom nie chcę truć, z resztą mają własne problemy i też muszą się wygadać, poopowiadać. I są zajęte, jak to w ferie. Nie wiem, czy przelanie moich myśli 'na papier' w czymś pomoże. Znów jestem w kiepskim nastroju. A byłam taka szczęśliwa. Jak takie nic nie znaczące... jak? 

7 komentarzy:

  1. Jejuu jakie to wszystko co piszesz jest prawdziwe! Ja miałam tak samo. Cały rok szkolny byłam w rozsypce. Wreszcie nadeszły wakacje. Udało mi się o nim zapomnieć (przynajmniej tak mi się wydawało). Cieszyłam się życiem, wszystko było wspaniale. Zakończyły się wakacje. Wróciłam do szkoły i wystarczyło jedne głupie spojrzenie w oczy, aby znów wrócił ten nieład i totalna rozsypka. Niestety nie da się tak łatwo uwolnić od uczucia. Trzymaj się i pamiętaj : czas leczy rany <3

    OdpowiedzUsuń
  2. no to faktycznie nie za fajnie... ale zawsze trzeba myśleć optymistycznie. pomyśl, czy ten chłopak jest watr tego wszystkiego, czy on chociaż przez chwilę pomyślał o tobie i o tym jak sie teraz czujesz??? podejrzewam że nie, ze on nawet w najmniejszym stopniu nie zdaje sobie sprawy w jakim jesteś stanie przez to jedno spotkanie. jestes silna i wiesz czego chcesz. każdemu zdarzają się"gorsze" dni, to normalne. wiec o tym wczorajszym zapomnij i rób dalej wszystko tak, abyś to ty była szczęśliwa. w końcu nikt tak dobrze jak ty nie wie czego tobie potrzeba aby być szczęśliwą :) trzymaj sie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana no życie jest nieprzewidywalne, ale jak sama powiedziałaś- nie ten to inny. Olej faceta i już. Wiem, że to nie jest łatwe tak zapomnieć, ale uda się z czasem.

    Trzymaj się Słoneczko Ty moje biedne...*.*

    OdpowiedzUsuń
  4. skąd ja to znam-jedno spojrzenie,słowo, gest, jedno spotkanie z nie właściwą osobą i serce przeszyte na pół.
    nic Ci nie poradzę bo sama wszystkie negatywne emocje skupiam na jedzeniu lub nie jedzeniu.
    pozostaje mi tylko życzyć powodzenia
    oraz cieszę się szalenie że prowadzisz taką rozsądną dietę, efekty może nie będą widoczne jutro ani po jutrze, ale już za dwa tygodnie Twoje ciało zacznie się odwdzięczać za to że tak dobrze go traktujesz-no pomijając napady !!
    powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. To normalne nie jest Ci obojętny, a więc zabolało Cię to. Po pewnym czasie minie. Życie toczy się dalej ułożysz sobie resztę. Bardzo dobrze postąpiłaś nie panikując po napadzie. Masz bardzo dobry plan i trzymaj się go. Jeżeli nie będą się powtarzać kilka razy w tygodniu będzie dobrze. Schudniesz zdrowo i racjonalnie na pewno. Trzymaj się cieplutko!

    http://odnalezc-harmonie.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja widuję codziennie chłopaka o którym tak strasznie chcę zapomnieć. To dopiero jest okropieństwo >.< No, a co do napadu to dobrze, że nie wepchałaś w siebie słodyczy tylko warzywa :)

    http://idealnaaa.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak już bywa, że jedna osoba potrafi wywrócić wszystko do góry nogami, ale tu głównie trzeba się wykazać siłą. Trzeba umieć powiedzieć samej sobie DOŚĆ i trzymać się swoich planów. Raz się nie udało - trudno. Potraktuj to jako wyzwanie do zmierzenia się z samą sobą. A poza tym nie warto się tak przejmować napadem, w którym w zasadzie nie zjadłaś nic niezdrowego. A warzywa to samo zdrowie i niewiele kalorii. Ważne, że chociaż nie poddajesz się i walczysz dalej :)
    Powodzenia kochana! Tulę mocno i trzymam za Ciebie kciuki :*

    OdpowiedzUsuń