Od chwili rozpoczęcia roku szkolnego zauważyłam u siebie tendencję do ciągłego zrzędzenia i narzekania. Przeglądając bloga stwierdzam, że o ile w wakacje moje posty były generalnie radosne i pełne optymizmu, to teraz zmieniam się w jęczącą marudę. Postaram się to zmienić, ale nic nie obiecuję. Niestety, zazwyczaj piszę 'prosto z serca' i naprawdę nie mam kontroli nad tym, co się we mnie dzieje.
Z jedzeniem jest nie najgorzej. Jem normalnie, ale staram się ruszać. 'Staram się' to dobre określenie. W każdym razie dzisiaj idę biegać.
Inne aspekty mojego życia nie przedstawiają się zbyt kolorowo - już zaczynam być zmęczona szkołą. Poleciały już pierwsze kartkówki i nie powiem, żebym miała jakieś szczególne powody do dumy. Poza tym ciągle prześladuje mnie słowo 'matura'. Na szczęście nie panikuję już tak bardzo, jak tydzień temu. Niestety, to nie dlatego, że nagle nabrałam dystansu do życia i nauki, tylko po prostu ten problem został wypchnięty z mojej głowy przez inny. O tym chciałabym napisać i się pożalić, ale, po pierwsze, chyba nie dam rady psychicznie, a po drugie obiecałam nie zrzędzić. A niestety tylko do narzekania mogę sprowadzić ten temat. Zilustruję go więc jednym prostym obrazkiem:
U mnie jest dokładnie to samo. Zarówno jeśli chodzi o obrazek, jak maturę. Ledwo zaczęłam chodzić do szkoły, a już chce mi się wagarować..
OdpowiedzUsuń