Udawało się przez ponad dwa tygodnie i to oczywiście logiczne, że musiało przestać się udawać. Dwa dni temu wieczorem dopadła mnie czarna rozpacz - tak po prostu, bez powodu. Leżałam w łóżku dwie godziny i zalewałam się łzami, a każdy kolejny powód płaczu był bardziej absurdalny od poprzedniego. Owszem, było kilka rzeczy, którymi na prawdę się przejmuję, ale reszta... No dobra, po kolei.
Od początku roku szkolnego prześladuje mnie strach, że nie poradzę sobie w tym roku z nauką. Boję się, że nie dam rady dobrze przygotować się do matury, że nie napiszę jej odpowiednio dobrze i nie dostanę się na studia. Strach przybiera chwilami wręcz paranoidalne formy, bo wydaje mi się, że jeśli robię coś poza nauką (np. spotykam się z przyjaciółmi, uprawiam jakiś sport czy zwyczajnie leżę i czytam) to marnuję czas i z pewnością nie zdam matury. Mam nadzieję, że to przejdzie, kiedy już wdrożę się w tryb nauki i przygotowań. Ale coś takiego zdarza mi się pierwszy raz w życiu.
Tego feralnego wieczora leżałam w łóżku i nagle zaczęłam myśleć, że nic nie pamiętam z zeszłego roku, nic nie robię teraz, na pewno sobie nie poradzę, nie jestem w stanie niczego się nauczyć. Zachciało mi się płakać od tego wszystkiego, a potem poszło gładko - oprócz szkoły zaczęłam myśleć o sobie samej, o tym, jaka jestem beznadziejna i że nic nie układa się tak, jak bym chciała. Eksplozja kompleksów.
Następnego dnia, rano, byłam w niewiele lepszym nastroju (jak można być w dobrym nastroju z potwornie podpuchniętymi oczami i wspomnieniem poprzedniego wieczoru?). Ale przynajmniej mogłam trzeźwo spojrzeć na sytuację. Zastanowiłam się, z czego mógł wynikać wieczorny atak paniki - niestety, wnioski nie były zadowalające. Postanowiłam dać organizmowi trochę odpoczynku od diety. Najpierw planowałam jeden dzień, potem wyszły dwa dni i dzisiaj też nie zapowiada się super głodno. Jedyne pocieszenie jest takie, że jem głównie owoce - ale w takich ilościach, że jak nic 3000 kcal dziennie. Od jutra spróbuję wrócić do diety - połowinki coraz bliżej. Jestem przygnębiona i zniechęcona. Mam nadzieję, że tylko ja. Za godzinę obiad. Świetnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz