Siedzę sobie, przerażająco spokojna. W ogóle uważam, że spokój jest i błogosławieństwem, i przekleństwem. Z jednej strony lubię uczucie przejmującego spokoju, kiedy czuję, że panuję nad własnym życiem, że jestem w stanie wszystko poukładać. Z drugiej strony... Jest taki trochę inny rodzaj spokoju. Właściwie może lepiej nazwać to wyrachowaniem, zimną analizą... Brakuje mi słowa. Po prostu nic mnie nie wzrusza, nic nie denerwuje, nic nie cieszy, nic nie martwi. Nie stresuję się. Emocje jakby wyłączone. Zero strachu, stresu, nic. Wczoraj koło 10 łaziłam po mieście, spotykałam pijaków, podejrzanych typów... I nie czułam nic. Żadnego strachu, żadnych naturalnych odruchów. Dziś przekroczyłam znów limit, jednak nie mam wyrzutów sumienia jak zazwyczaj - to znaczy wmawiam sobie te wyrzuty, wiem, że to było złe, ale nie czuję tego ogarniającego przygnębienia, jak zazwyczaj. Słowem - ktoś mi wyłączył emocje. Jestem absolutnie niewrażliwa. Czuję się tak od wczoraj. Nic mnie nie obchodzi. Życie, przyszłość, matura, Michał, awantury, moja waga... Nic kompletnie. Wiem, to minie. I powinno minąć, gdyż taki stan nie jest naturalny... Coś się ze mną dzieje, i to coś niedobrego. Czuję się chłodna i bezwzględna jak morderca z zimną krwią zabijający swoje ofiary. Zero skrupułów. Mogłabym robić wszystko. Mam gdzieś konsekwencje. Oczywiście rozsądek pozostał, jestem w stanie ocenić, co jest dobre, co powinnam robić, a co jest złe, czego powinnam uniknąć (jak to ptasie mleczko, które machinalnie pożarłam dziś u koleżanki...). Jednak nie ma tego czegoś - wewnętrznego głosu, który mówi Ci - stop. Rzeczy, które mnie normalnie krępują robię od ręki. Założyłam legginsy - normalnie wstyd przed moim grubym tyłkiem nie pozwala mi na to. Dzisiaj - normalnie, w ogóle mnie to nie obchodzi. Dosłownie - emocje off. Co to jest? Zazwyczaj jestem kłębkiem różnych sprzecznych uczuć. Teraz - nic. Nic, zupełna pustka. Mogłabym siedzieć i gapić się w ścianę, nie myśląc o niczym - byłoby to szalenie zajmujące. Więc? Co ze mną jest? Czy to objawy jakiejś choroby? Emocje, gdzie jesteście? Poniekąd dobrze mi bez was, wszystko wydaje się takie proste.
Szczęśliwa?
Smutna?
Zła?
Rozentuzjazmowana?
Roznamiętniona?
Wkurzona?
Przygnębiona?
Oszalała z radości?
Nic z tych rzeczy. Zero. Pustka. Brak.
Tylko najedzona. Najedzona jak świnia, ale bez poczucia wyrzutów sumienia, po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy. Nie pojmuję, jak to może mi tak zupełnie zwisać? Emocje, gdzieście wy?
Uwielbiam Twoje słownictwo i to, jak budujesz zdania. Moja wyobraźnia składa Ci szczere gratulacje i podziękowania.
OdpowiedzUsuńA może taki brak uczuć jest czasem dobry, hm? Przynajmniej nie czujesz, że zawaliłaś, lub chociaż się nie obwiniasz. Wszystko masz głęboko gdzieś. To całkiem fajne!
Trzymaj się, żeby jutrzejszy dzień był lepszy ;*
W sumie taki brak emocji raz na jakiś czas jest dobry, chcialabym mieć czasem taki dzien gdy odechciewa mi sie żyć bo wszystko mnie przytłacza, jednak wiem, ze na dluzsza metę nie jest to dobre. Trzymaj sie Mala, jakos to będzie;*
OdpowiedzUsuńz jednej strony to dobrze, bo możesz tak po prostu sobie wszystko olać niczym się nie przejmując. jednak z drugiej strony to jest to dziwne, może nawet denerwujące... ale na pewno przejdzie:) trzymaj sie:)
OdpowiedzUsuńMoże naciesz się tym stanem? Tak jak piszesz, to minie, a póki co daj sobie luzu trochę. Może to mózg jest troszkę przemęczony tymi sprzecznymi emocjami i się chce odprężyć? Dopóki nie trwa to za długo to ciesz się tym wewnętrznym spokojem, chyba, że po tygodniu nie przejdzie to wtedy może spróbuj jakichś filmów, książek, które Ci zawsze gromadziły łzy w oczach, albo spróbuj oglądać horrory, czy może zamknij się w pokoju i wyobraź sobie, że zostałaś sama, bo np. dom Ci wybuchł i rodzina nie żyje i zostałaś z niczym itd., żeby troszkę emocje poruszyć. Ale póki co nie uważam, że masz się czym martwić. Będzie dobrze :) Zobaczysz!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana :*
Też ostatnio jestem jakaś wyprana z uczuć, ale pewnie Tobie to minie niedługo. co do mojego posta - mam 17 lat c:. Nie kontrolują mnie prawie wcale z żarciem, ja sobie sama najpierw 2 kotlety nałożyłam, a potem jednego tylko zjadłam. Jak już raz dali mi wolną rękę w jedzeniu to to się skończyło u psychiatry.
OdpowiedzUsuńPowodzenia i pilnuj, żebyś nie skończyła jak ja, bo ana będzie ze mną już na zawsze.