niedziela, 3 listopada 2013

Więc choć, pomaluj mój świat... Na szaro.

     Dzisiaj ani słowa o jedzeniu, wyglądzie, dietach i tego typu głupotach. Przez kilka ostaniach dni zastanawiałam się nad wieloma sprawami. Pierwszą rzeczą zmuszającą do refleksji była oczywiście wizyta na cmentarzu. Temat niezwykle oklepany, ale i istotny. Udało mi się 'zwiedzić' dwie duże nekropolie w moim mieście. Jakie wnioski? Nie lubię ludzi. Denerwuje mnie tłum, bezmyślnie przelewający się przez wąskie alejki między grobami. A najgorsze jest to, że sama do tego tłumu należę. Naprawdę, wolałabym odwiedzić groby tydzień później lub wcześniej. Zmarli by się chyba nie obrazili, a byłoby więcej czasu na chwilę zastanowienia czy nawet modlitwę. A tak? Idzie paniusia w szpilkach i narzeka, że alejka nie utwardzona, że się niewygodnie idzie. Za nią druga, w rajstopkach, jęczy, że zimno. No kto by pomyślał, że 1 listopada może być chłodno! Kawałek dalej rodzice z małym dzieckiem. Chłopczyk rwie się do światełek, chce wszystko obejrzeć. A rodzice krzyczą, że ma stać spokojnie, czekać, aż posprzątają grób. Jakże dwulatek może się nudzić stojąc przy grobie? To święto traci sens. Ogólnie mam wrażenie, że cały świat zwariował. W telewizji tylko Smoleńsk, Macierewicz i jego teorie, pijani posłowie i inne bzdury. W radiu Miley Cyrus, w internecie... No, w internecie jeszcze czasami trafi się coś godnego polecenia. Ale trzeba naprawdę długo szukać, by znaleźć coś sensownego. Ludzie coraz rzadziej się spotykają, coraz częściej kontakty przenoszą się do internetu właśnie. Wiem, mówię banały. Rzucam ogólnikami. Ale mnie to boli - boli niesamowicie, bo ja nie czuję się dzieckiem internetu. Tak, spędzam przed komputerem dużo czasu, ale ważniejsze jest życie 'zewnętrzne', którego coraz mniej. Wiele rzeczy robi się, by wrzucić zdjęcie na fejsa i czekać, aż 768 znajomych zalajkuje. A ilu ludzi znamy w rzeczywistości? Nie jestem przeciwna znajomościom internetowym. Ale brakuje mi normalnych kontaktów w dzisiejszym świecie. Mam wrażenie 'niedopasowania' do świata. 
     Na początku mówię, że nie lubię ludzi. Na końcu, że mi ich brakuje. O co chodzi? Wśród tłumu jesteśmy najbardziej samotni.

* * *

Deszcz wybija staccato na szybach, dachach i chodnikach. Chmury wiszą nisko nad ziemią. Wszystko jest szare - budynki, ulice, drzewa. A ja siedzę pośród tej szarości, zatopiona w ponurych myślach. I staram się nie zatonąć, być samej sobie ostatnim promykiem nadziei, ostatnią plamą koloru. Życie jest beznadziejne, ale czy to powód, by się poddawać?

1 komentarz:

  1. Ja też nie ogarniam dzisiejszego świata... Taki jest.... inny. Ludzie zamiast się spotkać, mają tysiąc innych wymówek, robią wszystko na pokaz, dążą za pieniędzmi...
    Wszystko jest bez sensu, ale żyć trzeba....
    Trzymaj się kocie *.*

    OdpowiedzUsuń