Nie cierpię być zależna. Lubię wolność, świadomość, że decyzje, które podejmuję, zależą ode mnie. Ale to właśnie ja, głupia ja, taka 'niezależna' uzależniłam się od czegoś. A właściwie od kogoś. A na dokładkę od kogoś, kto najprawdopodobniej ma mnie serdecznie gdzieś. Gdzie tu logika? Wiem, jestem identyczna jak tysiące dziewczyn, nastolatek, kobiet. Zakochana bez sensu. Moja historia jest niezwykle prosta: pojawił się chłopak, ja się zafascynowałam, następnie zakochałam. A on nie wykazuje zainteresowania, co zresztą było do przewidzenia. A ja zadaję sobie to pytanie: Po jakie licho ładowałam się w to wszystko, wiedząc, że nic z tego nie będzie? To chyba była chora nadzieja, że jednak ktoś kiedyś zwróci na mnie uwagę. No cóż. Chciałaś - to teraz cierp.
Jem ostatnimi dniami niewiele. To znaczy - niewiele z mojego punktu widzenia. Ale jestem zaraz po okresie, więc nie sprawia mi to jakiegoś większego problemu. Pod koniec cyklu to jest istna masakra. Właściwie do 'dobrych' mogę zaliczyć ostatnie 3 dni. Kropla w morzu, niestety. Ale przynajmniej walczę. To sprawia pewnego rodzaju satysfakcję - świadomość, że coś robię. Że wyrwałam się z otępienia. Ale niestety - smutna prawda jest taka, że moja motywacja może zniknąć wraz z pierwszym kawałkiem ciasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz