Po około tygodniowej nieobecności wracam i - celem usprawiedliwienia się - oświadczam, że miałam naprawdę nawał roboty. Zaczynając od ocen, o które trzeba było powalczyć, a kończąc na zawirowaniach przyjacielsko-znajomowskich (chyba nie ma takiego słowa, ale mi w tym momencie pasuje). No i w związku z tym wszystkim nie miałam czasu na pisanie, ale, co chyba jest lepsze, nie miałam też czasu na obżarstwo.
Nie wiem, czy to całe 'zdrowie żywienie' przyniesie w ogóle jakieś efekty. Może już nie przytyję, ale co do chudnięcia... Nie wydaje mi się, żeby się na to zanosiło. Mam przyjaciółkę, Zosię, która całe życie była okrągła. A w tym roku postanowiła sobie, że schudnie. I od początku stycznia przeszła na dietę, w ogóle nie je słodyczy, ćwiczy. Schudła już ponad 8 kg i efekty widać. Zazdroszczę jej samozaparcia, dyscypliny i systematyczności!
Może też kiedyś mi się uda coś takiego osiągnąć? Kiedyś. To nie brzmi dobrze. Ale cóż, mam dzisiaj zły humor. Żeby nie smęcić za dużo na temat nieszczęśliwej miłości, powiem tylko - jest źle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz