piątek, 7 czerwca 2013

LUBIĘ JEŚĆ, CZYLI SŁÓWKO O TRYBIE ŻYCIA

   Dziś się zważyłam. Tak na dobry początek. 65 kg chęci do życia - oto cała ja. Ale wojna została wypowiedziana, więc mam nadzieję, że trochę mnie w najbliższym czasie ubędzie. Chociaż, patrząc na dzisiejszy dzień, to (operując terminologią wojenną) na szybkie zwycięstwo się nie zanosi. Będą to raczej zacięte bitwy o każdy skrawek ,,ziemi". Ale do rzeczy. Moim największym problemem są nieregularne, wysokokaloryczne posiłki, przekąski właściwie, jakimi raczę swój organizm codziennie. Sprawa wygląda tak: Jadę rano do szkoły, najczęściej na 8. Rzadko zdążę zjeść porządne śniadanie, czasami mam trochę czasu, by zrobić jakieś kanapki do szkoły. No i zazwyczaj kończy się to tym, że kupuję jakieś batoniki, pizzerki, lody i inne tego typu śmieciowe żarcie. I tak do ok. 17-18, kiedy to wracam do domu, jem kolację, czasami też obiad. Bywa tak, że uda mi się coś ciepłego przekąsić w mieście. Ale generalnie odżywiam się okropnie niezdrowo - dzisiejszy dzień jest najlepszym tego przykładem. Chociaż starałam się ograniczyć niezdrowe paskudztwa, a i tak koleżanka wyciągnęła mnie na lody, a potem jadłyśmy chipsy. Wiem, jestem najbardziej niekonsekwentną osobą na świecie. Muszę znaleźć jakieś zdrowe, łatwe w przygotowaniu przekąski, które można zabrać do szkoły. I zacząć je zabierać, żeby nie dożerać słodyczami. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz